Dawid pod dłonią poczuł coś obślizgłego, jakby złapał za stary kawałek mięsa, który kilka dni leżał na słońcu. Była to chyba poręcz, bo nie rusza się, czuć obok niej ścianę i prowadzi przed siebie. W końcu jakaś pomoc. Krok po kroku, Dawid po omacku parł przed siebie. Czuł zapach siarki, czy to znaczy, że otaczają go demony? Czy świat stanął w płomieniach? Może w niewyjaśniony sposób znalazł się obok czynnego wulkanu. To by tłumaczyło tę gęstą atmosferę. I ból głowy. Boże, jak strasznie bolała go głowa. Chciałby zwymiotować, ale brakuje mu na to sił, jest zbyt poruszony.
Dobrze, zacznijmy od początku, od nowa, co się tak właściwie wydarzyło. Dawid spał w najlepsze, kiedy obudził go niesamowity dźwięk dzwonu, syrena, która swoim śpiewem nie przyciągnęłaby żadnego marynarza, ale za to bez problemu zatopiła statek z całą załogą, która z bólu nie mogłaby się ruszyć. Bi-iim, bi-iiim, biiiiiim, dźwięk odbijał się w głowie Dawida, gdyby miał określić jego źródło, wyobraził by sobie, że gdzieś tam w oddali przed nim stoi wieża, która wydaje swój złowieszczy sygnał. Najgorsze, najdziwniejsze, najbardziej pokręcone jest to, że nie może otworzyć oczu, dotykał ich, drapał je, próbował łapać za powieki, ale najwyraźniej całkowicie zarosły skórą. Na szczęście początkowy atak paniki już minął, a właściwie to schował się gdzieś w głąb ciała Dawida, czekając na dobry moment, żeby znów ogłuszyć Dawida.
Także podsumowując obecną sytuację, Dawid nie widzi, nie ma pojęcia gdzie jest, ale to musi być jakiś koszmar, jedyne co słyszy to skrzecząca syrena gdzieś przed nim. Może to być dziesięć metrów, równie dobrze jednak może to być i dziesięć kilometrów. Jedyną myśl, jaką Dawid ma teraz w głowie, to by położyć się na ziemi i umrzeć. Położyć się na ziemi i czekać na cokolwiek wydarzy się z jego ciałem w tym miejscu, może całe zaszyje się skórą i po prostu Dawid przestanie istnieć, przestanie czuć strach i ból. Nie mógł jednak tego zrobić, gdzieś w środku wciąż tli się delikatny głos mówiący, żeby iść za tym dźwiękiem, że gdzieś tam w oddali znajdzie rozwiązanie zagadki i wróci do normalności. Może ktoś go porwał i poddał go tej okrutnej próbie.
Czas iść, delikatny głos gdzieś bardzo głęboko schowany w jego głowie rozkazał mu, choć bardziej brzmiał, jakby błagał o ratunek. Pierwsze co Dawid zrobił, to wystawił rękę przed siebie, chcąc sprawdzić, czy to nie pułapka, i złapał za coś, co ustaliliśmy, że musi być poręczą. Obślizgłą, tłustą i trochę zgrzybiałą, ale poręczą. Krok do przodu, pod butem poczuł twarde podłoże, mógł być to kamień, może asfalt. Następny krok, syrena ciągle wyje, każde uderzenie dźwięku wbija sztylet w głowę. Dawid nie wie, jak długo to wytrzyma. Jego całe ciało krzyczy, że chce, żeby ból ustał, chce przestać istnieć. Połóż się choć na chwilę, odpoczniesz żeglarzu, morze ciemności utuli Cię do snu. Nie mogę, pomyślał, wmówił sobie. Ale dlaczego nie możesz? Po co się męczyć, jak możesz po prostu się położyć. Nie mogę.
Zrobił następny krok, poręcz nagłym szarpnięciem zakończyła swoją pomoc, teraz znów stał sam. Zawiał lekki wiatr, co uzmysłowiło mu, że ciągle jest w swojej piżamie, która stanowi bardzo marną zbroję, zarówno przed tym, co go czeka przed nim, jak i przed zwykłym wiatrem. Połóż się, może jak odpoczniesz to nabierzesz sił do dalszej drogi. Nie mogę. Muszę iść do przodu.
Kolejne kilkanaście kroków obyło się bez przeszkód, jeżeli nie liczyć tego, że każde uderzenie stopy o podłogę odbijało się echem w całym ciele Dawida, który żołądek czuł ściśnięty pod samym gardłem. Ciągłym skrzek syreny, ból głowy zbyt mocno zapulsował, Dawid prawie nie poczuł, że wpadł na coś włochatego i tłustego. Obrzydzenie przeszło w odruch wymiotny, to musi być jakaś ściana, czy jest pokryta treścią żołądkową jego poprzedników? Nie rusza się, to musi być ściana.
Czuł lekki powiew powietrza z lewej strony, w jaskiniach ta sztuczka działa, także w tamtą stronę się skierował. Ręką ciągle dotyka tłustego dywanu na ścianie jakby chciał wyczytać z niej drogę ucieczki, matko, żeby to była ściana a nie... coś innego. Syrenę słychać coraz głośniej, to dobrze, ale też bardzo źle. Każdy kolejny skrzek sprawia, że serce zapada się mu w klatce piersiowej. Chyba jest coraz jaśniej, bo przez zaszyte powieki widzi światło. To musi być znak, że idzie w dobrym kierunku, iskierka nadziei zapaliła się w jego głowie. Kolejny krok, jakiś cień o ludzkiej sylwetce przeszedł przed nim, Dawid podskoczył z zaskoczenia i upadł na wznak. Co teraz? Idealnie, możesz poleżeć, zwiń się w kulkę i zapomnij o tym, że jesteś człowiekiem, jesteś teraz kulką. Nie mogę, mam mnóstwo rzeczy do zrobienia.
Podniósł się na kolana, rozejrzał się próbując przez zaszyte powieki znaleźć zjawę, ale chyba zniknęła. Teraz nie wie, z której strony i w którym kierunku szedł. Wiatr przestał wiać, jest sam w morzu nicości, nie ma się za co złapać, nie ma żadnej pomocy, gdzie ma iść. Gdyby choć na chwilę ten skrzek ustał, mógłby pomyśleć jaśniej, na pewno wpadłby na jakiś plan. Poczuł nagły atak paniki, zostanie tutaj na zawsze, nie wydostanie się z tej pułapki, nikt go nie odnajdzie, nikt mu nie pomoże, pewnie już świat o nim zapomniał. Zaczął biec przed siebie na ślepo, co chwilę o coś się potykając, ale nie zwalniał, biegł w kierunku coraz głośniej zawodzącej syreny. Obok jej zawodzenia, co chwilę słyszał jakieś nowe dźwięki, szepty, krzyki, jęki, błagania o pomoc, ale biegł przed siebie. Serce mu waliło jak oszalałe, ale działał już tylko instynktownie, biegł jak ranna zwierzyna. W końcu uderzył o coś, całe powietrze z niego uszło. Syrena krzyczała już w jego głowie, tak blisko była. To musi być to.
Jesteś pewien tego? Nie wolałbyś po prostu położyć się i zapomnieć o wszystkich troskach? Nie, mam zbyt dużo do zrobienia. Ale tak nie musiałbyś już nic nigdy nie robić. Przykro mi, nie dzisiaj. Jak chcesz. Dawid wystawił rękę przed siebie i wymacał przycisk. Wcisnął go. Budzik w jego pokoju przestał dzwonić. Otworzył oczy i rozejrzał się, była ósma dwadzieścia, jest już masakrycznie spóźniony do pracy, ma o dziewiątej spotkanie służbowe, gdzie zdaje projekt, nad którym pracował przez ostatnie sześć miesięcy. Teraz na pewno spóźni się na nie. Ehh, jeszcze pięć minut drzemki.